Bajka o Lęku. Agnieszka Jucewicz Wydawnictwo: Agora poradniki. 64 str. 1 godz. 4 min. Szczegóły. Kup książkę. W niedużym miasteczku mieszkała rodzina Człowieczyńskich: mama, tata oraz piątka wyjątkowych dzieci: Radość, Złość, Smutek, Wstręt i Lęk. Każde z nich było zupełnie inne i każde równie mocno kochane
Pierwszy dzień Kamilka w przedszkolu. Od kilku dni w domu wszyscy mówili, że to już niedługo. Nadchodził ten dzień kiedy Kamilek po raz pierwszy pójdzie do przedszkola. Tak jak przystało na prawdziwie dużego chłopca, którym oczywiście już był. Mama opowiadała mu kilka razy jak tam będzie. Że w przedszkolu jest dużo dzieci
Opowiadanie w języku angielskim z wytłumaczeniem trudniejszych słówek i ćwiczeniami. Zdaje sobie sprawę, że czytanie po angielsku jest istotne i takie czytanki bardzo pomagają, ale niektóre teksty po angielsku są trochę zbyt trudne, a wytłumaczonych słówek jest tylko praktycznie kilka.
Klasyczne bajki do słuchania. Jeśli mówimy o bajkach dla dzieci, musimy zacząć od klasyki: Andersena i baśni braci Grimm. Audiobooki z bajkami tych autorów ma w swojej ofercie wydawnictwo Audio Liber oraz Media Rodzina. Andersena możesz też kupić na audiobooku Biblioteki Akustycznej, zatytułowanym "Królowa Śniegu i inne baśnie".
Bajka Dnia|o portalu|czytajmy bajki|jak pisać bajki|poleć innym|darmowe bajki do czytania|bajki polecają się|bajki do czytania|regulamin reklama | polityka prywatności | kontakt Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka.
Bajki Ezopa /bajkopisarza greckiego, niewolnika żyjącego w VI wieku p.n.e. / cieszą się dużą popularnością, przede wszystkim ze względu na ich moralizujący charakter oraz uniwersalne przesłanie. Jedną z nich jest słynna bajka „ Lis i bocian”. Bohaterami są zwykle zwierzęta posiadające cechy ludzkie.
HFZi. Rozdział 1 Tajemnica szewcaPewnego razu do zakładu starego szewca przyszedł dziwny klient. Ubrany był elegancko, ale jakoś staromodnie. Mógłby to być aktor prosto z teatru lub człowiek z dawnych czasów. Miał długi pluszowy płaszcz, czarny cylinder i małą laseczkę. Pod pachą trzymał kartonowe pudełko, a na prawej dłoni nosił trzy pierścienie.– Chciałem oddać buty do naprawy – powiedział donośnie i położył pudełko na ladzie.– Oczywiście – odrzekł szewc Alfred i otworzył które zobaczył były równie dziwaczne jak sam klient. Szewc nigdy takich nie widział, choć pracował w tym fachu od bardzo wielu lat. Podeszwę miały z cienkiego, gładkiego drewna. W środku wełnianą wkładkę, a całość buta była z brązowej, eleganckiej skóry. Były mocno zniszczone, lecz widać było, że są z materiałów najlepszej jakości.– Czy potrafi pan je naprawić i odnowić? – spytał tajemniczy klient.– Raczej tak. Postaram się zrobić co w mojej mocy.– Haha – zaśmiał się nieznajomy – Co w pana mooocy? – powtórzył przeciągle – To doskonale . Nie musi się pan śpieszyć. Wpadnę po nie dopiero za jakiś czas. Pożegnał się, ubierał cylinder i długo przyglądał się butom. Wiedział, że naprawa ich nie będzie łatwa ale i tak nie miał nic innego do roboty. Od dawna nie miał żadnego klienta. Niewielu ludzi naprawia jeszcze buty. Większość wyrzuca zniszczone i kupuje nowe. Szewc uznał, że mocnym klejem naprawi pęknięte podeszwy, a skórę odnowi . Nie spodziewał się jednak, że te dziwaczne buty maja pewną pół roku, a tajemniczy klient nadal się nie zjawił. Buty od dawna już były gotowe. Leżały w pudełku i wyglądały jak nowe. Z niecierpliwością czekały na swojego właściciela. Były piękne, mocne i bardzo chciały chodzić. Szewc także czekał na klienta i żałował, że ich nie odbiera. W końcu postanowił zabrać je dla siebie. Skoro nie otrzymał zapłaty za swoją pracę to przynajmniej wziął naprawione buty. Przymierzył jednego. Okazało się, że był niesamowicie wygodny i pasował mu doskonale. Ubrał drugiego do pary, a wtedy stało się coś niezwykłego .Buty nagle zmieniły się na jego nogach i wcale nie wyglądały dziwacznie. Stały się eleganckie i gustowne. Szewc nie wierzył własnym oczom. Nie rozumiał jak to możliwe? Natomiast buty cieszyły się, że wreszcie wydostały się z pudełka. Chciały służyć Alfredowi, który tak dobrze się nimi do domu w nowych butach szewc czuł się wspaniale. Nogi same go niosły. Wcześniej często bolały go plecy i stopy, lecz teraz było inaczej. Czuł się jakby znów był młody. Stał się zdrowy, silny i energiczny. Buty potrafiły zmieniać nie tylko siebie, ale też ludzi. Jeśli kogoś polubiły to pomagały mu, jeśli nie to mogły nawet zaszkodzić. Szewc jak nigdy dotąd szedł okrężną drogą przez park. Od tego dnia nie nosił żadnych innych butów. Wkrótce wszyscy zauważyli, że bardzo się zmienił. Sąsiedzi widzieli jak wbiega po schodach na szóste piętro, dużo jeździ na rowerze i spaceruje. Alfred schudł i nabrał kondycji. Był z tego dumny, a buty były szczęśliwe, że miały dużo razu odwiedził go wnuk Oskar. Dawno się nie widzieli.– Ale ty wyrosłeś. Kawał chłopa z ciebie – zauważył Alfred– Tak wiem. A ty dziadku też się zmieniłeś. Super wyglądasz. Chyba uprawiasz jakiś sport?– Jasne. I to nie jeden. W końcu wziąłem się za siebie i dużo trenuję. A ty?– Nie lubię sportu. Nie nadaję się do tego – powiedział Oskar– Jak to? Dlaczego? Trzeba ćwiczyć! Wiesz dla kondycji, zdrowia… I dla dziewczyn oczywiście – uśmiechnął się Alfred– Wiem, co mówię.– No tak, ale jakoś nie wiem co ćwiczyć? Wolno biegam, w piłkę słabo to szewc od razu wpadł na pewien pomysł.– Mam coś, co ci pomoże – powiedział i podał mu swoje buty.– Ale dziadku! Nie będę w nich chodził – wykrzywił się – Nie mogę nosić butów po mi. W końcu jestem szewcem i na butach znam się jak nikt inny. Nie będę cię przekonywał. Ubierz je raz, a sam zrozumiesz ile są warte?Oskar wziął buty dziadka, żeby nie robić mu przykrości. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko je ubierze. Gdy wracał do domu złapał go ulewny deszcz. Chłopak nie miał parasola, a jego trampki szybko przemokły. Woda chlupotała w nich i było mu zimno. Nagle poczuł jakby podarowane buty podskoczyły w reklamówce. Zajrzał do nich wystraszony.– Co to? Chyba wydawało mi się – pomyślał. Buty leżały spokojnie na dnie torby. Szedł dalej, szczękając z zimna zębami kiedy znów to poczuł. Wyraźnie jakby buty chciały przypomnieć mu o sobie. Może przekonać jakoś do siebie. Nie wiadomo, ale na pewno dawały mu jakiś znak. Na szczęście zrozumiał o co chodzi. Po co marznąć, skoro w torbie ma suche buty. Postanowił je ubrać– Mam nadzieje, że nikt znajomy mnie nie zobaczy – pomyślał. Ubrał je,a one od razu dopasowały się do jego stóp i zupełnie zmieniły fason. Nagle stały się fajne i młodzieżowe. Do tego niesamowicie wygodne. Oskar nie rozumiał jak jego dziadek to zrobił, ale był bardzo zadowolony. Biegł przez miasto przeskakując 2 Nowe buty OskaraNastępnego dnia w szkole wszyscy od razu zauważyli nowe buty Oskara. Nikt nie miał takich.– Skąd je masz?– Gdzie kupiłeś?- pytali koledzy.– Dostałem od dziadka . Jest szewcem i zrobił je dla mnie – tłumaczył z dumą wreszcie skończyły się lekcje wszyscy chłopcy poszli na boisko. Oskar nie grał zbyt dobrze, ale miał nadzieje, że nowe buty przyniosą mu szczęście. I tak też się stało. Potrafił kopać piłkę celnie i mocno jak nigdy wcześniej. Strzelił nawet bramkę i to z drugiego końca boiska. Mecz toczył się dla niego jak we śnie. Spełniło się jego największe marzenie. Magiczne buty pomagały mu. Choć grały pierwszy raz, to od razu pokochały tą grę. Lubiły zmieniać się i uczyć nowych rzeczy. Po meczu wszyscy chłopcy chwalili Oskara, a buty dumnie wyprężały swe czubki.– Pięć do jednego dzięki tobie – gratulował mu .Ale ty grasz! Nie wiedziałem o tym– Ani ja – powiedział Olek– Chyba ćwiczyłeś? Co?– Tak z tatą – skłamał Oskar. Nie mógł przyznać się, że to nie jego zasługa. Zrozumiał co dziadek miał na myśli mówiąc, że sam przekona się o wartości jego butów. Musiał mu podziękować. Po południu poszedł do jego zakładu.– Dziadku te buty są ekstra! Powiedz mi jak to zrobiłeś? – wołał od drzwi.– Ale co ja zrobiłem? Opowiadaj co się stało?– No wiesz! Nagle świetnie gram w piłkę i szybko biegam. To dzięki tym butom? Prawda?– No właśnie, nie wiem jak to możliwe, ale to prawda – przyznał dziadek – Też przekonałem się o ich mocy.– To teraz musisz zrobić takich setki albo tysiące. Każdy chciałby takie mieć. Sprzedamy je i będziemy bogaci. Będziemy milionerami!- wołał podekscytowany Oskar– Oj, niestety nie potrafię takich zrobić. Ja je tylko naprawiłem. To są jedyne takie buty o których mi wiadomo.– Serio nie ty je zrobiłeś? To skąd je masz?Szewc opowiedział chłopcu w jaki sposób zdobył magiczne buty. Zabronił mu mówić o tym komukolwiek. Kazał używać ich z rozwagą, aby nie było z tego powodu kłopotów. Obawiał się, żeby buty nie dostały się w niepowołane ręce, albo nie zaszkodziły im. Oskar wrócił do domu zawiedziony, że nie zostanie milionerem, ale szczęśliwy, że posiada jedyne magiczne buty. Chłopak chodził tylko w nich, aż do pewnego pechowego dnia, gdy poszedł na basen. Kiedy on pływał jakiś złodziej ukradł pozostawione w szatni najładniejsze buty. Zabrał także wyjątkowe buty Oskara. Gdy chłopak dowiedział się o tym był załamany. Stracił swój największy skarb. Pozbawiony butów wracał do domu w klapkach, jednak nie tym się martwił. Nie wiedział jak powiedzieć kolegom, że nie jest super graczem. Albo wytłumaczyć wszystkim, że nie potrafi już szybko biegać. Natomiast złodziej nie docenił wyjątkowych butów. W jego torbie niezwykłe buty znów zmieniły swój kształt. Stały się dziwaczne i staromodne. Szybko zrozumiały co się stało i nie chciały należeć do przestępcy Nie zamierzały mu służyć ani pomagać. Nie zasługiwał na nie i dlatego postanowiły zmienić wygląd. Nie żałowały kiedy zdziwiony złodziej wyrzucił je do kosza na ulicy. Co prawda nie wiedziały co je czeka, ale miały swoją moc. Niebawem wystawiły z kosza brązowe, błyszczące czubki. Uważnie przyglądały się przechodniom. Pierwszy przeszedł wysoki pan, potem pani z wózkiem i rowerzysta, lecz żadne z nich nie spojrzało na kosz na śmieci. Czas mijał a one czekały w gotowości. Wiedziały, że ktoś w końcu je zauważy. I tak się wkrótce stało. Zobaczyła je pewna pani. Wyjęła z kosza i przyjrzała im się uważnie. Wyglądały staromodnie, ale elegancko .Były dziwne, ale podobały jej się. Nigdy nie miała takich, więc zabrała je. Buty cieszyły, bo czuły, że trafiły w dobre 3 Sekret Pieskowej babciPani Zosia mieszkała w małym mieszkanku na trzecim piętrze . Była samotna i żyła bardzo skromnie. Brakowało jej pieniędzy na wiele rzeczy, lecz mimo to była pogodną i bardzo miłą osobą. Lubili i znali ją wszyscy mieszkańcy bloku. Tego dnia pani Zosia wracała do domu bardzo zadowolona. Cieszyła się z pięknych, znalezionych butów i miała nadzieję, że będą na nią pasować. Kiedy wreszcie ubrała je była zachwycona. Pasowały doskonale i były niesamowicie wygodne. Choć nie zamierzała już nigdzie wychodzić, to nagle nie mogła powstrzymać się od spaceru. Prawie biegiem zeszła na dół a potem do parku. Miała mnóstwo energii. Podskakiwała z radości. Zauważyła staruszka siedzącego na ławce z wyrywającym się psem.– Chyba piesek chciałby pospacerować? – spytała– O tak. On chciałby, ale ja nie mam siły – odpowiedział staruszek– To może ja się z nim przejdę? – zaproponowała pani Zosia– Jeśli pani może to bardzo proszę. To jest Zosia z Reksiem na smyczy spacerowała i biegała przez całą godzinę, aż piesek miał dość. Od dawna nie czuła się tak wspaniale. Umówiła się ze staruszkiem, że następnego dnia też wyprowadzi Reksia. Wracając do domu niespodziewanie natknęła się na policyjny pościg. Dwóch policjantów goniło jakiegoś mężczyznę.– Stój złodzieju! – wołał jeden z nich– Poddaj się! Mamy cię! – krzyknął drugi, choć nie mieli szans żeby go złapać. Z każdą chwilą oddalał się coraz bardziej. W tym momencie ktoś jeszcze ruszył w pogoń. Była to pani Zosia. W nowych butach niezwykle szybko dogoniła złodzieja i przewróciła na chodnik. W końcu dobiegli policjanci, a zaskoczony złodziej z niedowierzaniem patrzył na drobną kobietę, która właśnie położyła go na łopatki. Oj gdyby wiedział, że to dzięki butom, które niedawno ukradł, a potem wyrzucił do kosza, nigdy by sobie nie darował.– Dziękujemy pani za pomoc – powiedział jeden z funkcjonariuszy – gdyby nie pani wymknąłby się nam.– A co on zrobił? – spytała pani Zosia.– Okradł szatnię na basenie. Na szczęście ma swoje łupy, więc wszyscy odzyskają skradzione buty.– Aha to złodziej butów? – kobieta spojrzała podejrzliwie na nowe dziwaczne buty.– Zgadza się. Ukradł same najnowsze, sportowe modele – uspokoił ją policjant, widząc jak przygląda się swoim butom – Ale nie ma co się martwić, dzięki pani posiedzi w więzieniu i nic już nie Zosia zrozumiała, że złodzieje nie kradną takich butów, jak te które miała na nogach. Może nie były modne, ale były niesamowite. Szczęśliwa wróciła do swojego dnia w szkole Oskar był bardzo smutny Kiedy chłopcy jak zwykle umawiali się on oznajmił:– Ja nie idę grać– Czemu Oskar? Chodź jesteś najlepszy!– Dziś nie mogę – skłamał.– Bał się, że bez szczęśliwych butów znów będzie słaby. Zadzwonił do dziadka i powiedział mu o kradzieży.– Oj szkoda ich naprawdę – zmartwił się szewc– Mam nadzieje, że złodziejowi te buty nie pomogą – powiedział Oskar– Na pewno nie – stwierdził dziadek. – Może mu nawet tym czasie pani Zosia spotykała się ze znajomym staruszkiem w parku by wyprowadzić jego pieska, a koledzy Oskara na boisku. Dziwne uczucie zmusiło panią Zosię, by podeszła do grających w piłkę chłopców. To buty szukały na boisku Oskara. Niestety nie było go. Buty zasmuciły się, gdyż liczyły że go tam znajdą. Żałowały, że nie mogą pograć. Dobrze, że przynajmniej mogły biegać z panią Zosia i Reksiem. Z nową właścicielką też było fajnie. Pani Zosia z każdym dniem miała coraz więcej ruchu. Staruszek zaproponował jej zapłatę, jeśli będzie codziennie wyprowadzać Reksia. Oczywiście zgodziła się. Wkrótce też poznała w parku kolejną osobę potrzebującą pomocy przy wyprowadzaniu psa. Z dwoma pieskami raziła sobie bez problemu i coraz więcej dorabiała. Niebawem okazało się, że wiele osób w okolicy ma psy, z którymi nie może spacerować. A ona kochała psy i na spacerach z nimi czuła się wspaniale. Po tygodniu miała dziesięć psów do wyprowadzenia każdego dnia. W parku wszyscy oglądali się na babcię prowadząca na smyczach po dwa lub trzy pieski równocześnie. Biegała z nimi jak nakręcona.– Hej Pieskowa babciu – tak wołali za nią dwaj bracia bliźniacy na hulajnogach – Ale ty masz formę . Antek i Franek do tej pory byli najszybsi w parku. Nikt nie miał z nimi szans, aż ona ich przegoniła.– Jak pani to robi?– Gdzie pani trenuje? – słyszała ciągle od obcych ludzi na ulicy i w Zosia wiedziała, że to zasługa znalezionych butów. Nie mogła jednak nikomu zdradzić swojego sekretu. Co prawda znalazła te buty, ale ktoś mógł ich szukać. Nie wiedziała dokładnie jak one działają. Podejrzewała, że to jakiś nowy wynalazek. Może z Chin, albo z Ameryki? Gdyby przyznała się do posiadania super butów mogłaby mieć kłopoty. Wolała więc udawać super niedzieli w parku odbywały się zawody w bieganiu. Zebrało się mnóstwo ludzi. Niektórzy uczestniczyli w biegu, a inni przyszli popatrzeć i kibicować. Pani Zosia jak zwykle przyszła wyprowadzić pieski. Nagle usłyszała z głośników wołanie. To ją wzywano:– Uwaga! Uwaga! Prosimy o zgłoszenie się do biegu Pieskową pobiegła w kierunku startu:– O nareszcie jest pani! – zawołał czekający tam Antek– Baliśmy się, że nie zdążysz Pieskowa babciu – powiedział drugi czekający bliźniak Franek– Ale na co nie zdążę? O co chodzi? – pytała pani Zosia– Na bieg oczywiście. Zapisaliśmy panią.– Pieskowa babciu jesteś najlepsza. – tłumaczyli jej bracia– Mam wystartować? Ale co będzie z pieskami?– My się nimi zajmiemy. Spokojna głowa – zaproponował Antek– Właściwie to niezły pomysł! Chętnie spróbuję swoich sił – zgodziła sięWkrótce wszyscy wystartowali. Niestety pani Zosia została w tyle. Nie łatwo było dogonić świetnych biegaczy. Pomimo, że biegła ile sił w nogach, a magiczne buty robiły co mogły wciąż przegrywała. Prowadził wysoki, wysportowany pan. Za nim biegła grupka chłopaków i dwie dziewczyny, a potem jeszcze sporo różnych osób. Antek i Franek dopingowali ją z całych sił. Jej pieski szczekały, a wszyscy znajomi z parku wołali:– Pieskowa babciu dalej! Szybciej! Szybciej!W końcu Pani Zosia uwierzyła w siebie. Zapragnęła wygrać ten bieg, a magiczne buty chciały jej w tym pomóc. Nagle przyśpieszyła i zaczęła po kolei wyprzedzać rywali. Był szybka i silna. Wiatr rozwiewał jej siwe włosy spięte w mały koczek. Super babcia zostawiła wszystkich daleko w tyle.– Hurra ! Wołał zachwycony tłum gdy pierwsza dobiegła do metyAntek i Franek z dwoma pieskami na smyczach rzucili się jej na szyję: – Jesteś super! Wiedzieliśmy że wygrasz!– Dziękuję chłopcy, że uwierzyliście we mnie. Cieszę się, że pobiegłam. Zapraszam was na wielkie lody. Idziecie ze mną?– Jasne!– Pewnie – wołali chłopcyButy też cieszyły się z wygranej. Pierwszy raz ścigały się i były babcia dostała za pierwsze miejsce ogromny telewizor. Była bardzo szczęśliwa. Nigdy nawet o takim nie 4 Marzenie LauryPewnej soboty do parku przyszła Laura. Skończyła dopiero osiem lat, ale była bardzo odpowiedzialna i mądra. Długie blond włosy splecione miała w warkocz, na ramię zarzucony niewielki plecak, w kieszeni nosiła komórkę a w rękach dwie kule. Musiała ich używać chodząc, ale i tak to był sukces. Jeszcze niedawno jeździła na wózku inwalidzkim, gdyż urodziła się z niepełnosprawną nóżką. Na szczęście udało się ją zoperować i mogła chodzić z pomocą kul. Dziewczynka wierzyła jednak, że wkrótce całkiem wyzdrowieje. Wymagało to dużo wytrwałości i chodzenia, dlatego ćwiczyła nawet gdy rodzice pracowali. Spacerowała wtedy w parku. Marzyła by biegać, jeździć na rowerze czy rolkach jak inne dzieci. Nagle zobaczyła Pieskową babcię z gromadką psów. Bardzo jej zazdrościła. Uwielbiała psy, a do tego super babcia budziła jej podziw. Pani Zosia zauważyła, że jest obserwowana i podeszła.– Chcesz pogłaskać pieski?- spytała– Tak, bardzo. Wszystkie są pani?– Nie. Ja je tylko wyprowadzam.– Zazdroszczę pani – powiedziała Laura. – Też bym chciała, jak pani biegać– Nie martw się. Na pewno kiedyś będziesz.– Na razie raczej nie. Ale może jakiś cud albo magia pomogą– Ja ci pomogę – powiedziała pani Zosia– Jak? Jest pani lekarzem?– Nie, ale pomogę ci w inny sposób. Zamieńmy się butami.– Po co? Dlaczego?- pytała dziewczynka– Wiem, że to dziwne, ale ja mam wyjątkowe buty. W nich będziesz chodzisz. ZobaczyszSłysząc to Laura od razu zdjęła swoje baleriny i zamieniły się. Na jej nogach duże dziwaczne buty szybko zmieniły się. Doskonale pasowały i były bardzo podobne do jej balerinek. Laura od razu poczuła wielka siłę i odwagę by zacząć samodzielnie chodzić. – Moje nogi naprawiły się! Ja chodzę!- wołała– Mówiłam, że ci pomogę. Ale nie mów nikomu o tym. Wiesz to tajemnica.– Dobrze. Nikomu nie powiem. Dziękuje pani- powiedziała dziewczynka – Ale muszę już iść. Bardzo chce mi się chodzić.– Powodzenia i dużo chodzenia – zawołała za nią pani była najszczęśliwsza na świecie. Samodzielnie doszła do boiska , gdzie chłopcy grali w piłkę. Tym razem był wśród nich Oskar. Buty widziały go i chętnie pokopałyby piłkę, ale niestety nie mogły. Teraz były potrzebne komu innemu. Oskar natomiast nadal martwił się martwił o swoją tajemnicę. Nie miał pojęcia, że jego magiczne buty są tak blisko. Od dawna nie grał i kłamał kolegów, że boli go ząb czy brzuch. W końcu nie mógł już nic wymyślić.– Trudno, znów będę najsłabszym graczem, ale przynajmniej będę na boisko w zwykłych trampach i zaczął grać. Okazało się, że nic się nie zmieniło. Gdy tylko kopnął piłkę to trafiała do bramki. Oskar nadal był świetny. Nie potrzebował już magicznych butów, żeby dobrze grać. Był bardzo szczęśliwy. Dzięki wyjątkowym butom nauczył się celnie kopać i szybko biegać. Te umiejętności zostały w nim i mógł to robić w każdych przez chwile z zazdrością obserwowała chłopców. Magiczne buty patrzyły tylko na Oskara. Były z niego dumne i radośnie się wyginały. Laura poczuła, że wkrótce dzięki nowym butom też będzie mogła grać w piłkę. Musiała jednak już wracać, gdyż była mówiona z mamą. Postanowiła zrobić jej niespodziankę. Usiadła na ławce. Gdy ją zobaczyła wstała i uważnie ale bez kul poszła w jej kierunku.– Lauruniu!Ty sama chodzisz!– Tak mamo. To magia – Jestem zdrowa.– Widzę córeczko. Uwierzyłaś i to pomogło. Bardzo cię kocham i jestem z ciebie dumna – nie przyznała się do zamiany butów. Nie mogła, bo obiecała to Pieskowej babci, a poza tym sama nie wiedziała, czy to prawda. Czasem dużo marzyła i potrafiła wyobrażać sobie różne rzeczy. Kiedy patrzyła na swoje baleriny to wyglądały tak samo jak zawsze. – Chyba rzeczywiście sama wyzdrowiałam? – pomyślała.– W tym czasie Pieskowa babcia w za małych balerinach Laury wciąż biegała po parku. Nic się nie zmieniło. Nadal miała mnóstwo energii i czuła się wspaniale. Magiczne buty bardzo poprawiły jej kondycję i wiarę w swoje możliwości, więc już ich nie 5 Latające butyLaura z każdym dniem chodziła coraz lepiej. Jej nogi stały się silne, a dobry nastrój i szczęście pomagało w leczeniu. Wkrótce umiała nie tylko chodzić, ale też biegać i skakać. Była najszczęśliwsza na świecie. Dziewczynka wreszcie mogła robić wszystko to, co inne dzieci. Wciąż miała nowe pomysły i próbowała różnych razu wybrała się z rodzicami do parku rozrywki. Nie takiego dla małych dzieci, ale do największego z możliwych. Cieszyła się na widok ogromnych pędzących rollerkasterów. Musiała spróbować przejażdżki niemal na każdym z nich. Co to było za uczucie, kiedy zjeżdżała pędem z wysoka. Zupełnie jakby latała. Czuła się jak we śnie. Buty na jej nogach też były zachwycone. Baleriny nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczały. Nagle jednak wydarzyło się coś nieprzewidzianego. Zafascynowana Laura nie czuła jak pod wpływem pędu na szczycie roolerkastera balerinki zsuwają się jej z nóg. Najpierw jeden but, a po chwili drugi zaczęły spadać w dół. Leciały unoszone wiatrem, kręciły się i wirowały. Zupełnie jak spadochroniarze skaczący z samolotów. Śmiały się i piszczały z zachwytu. Wkrótce spotkały w powietrzu więcej wolnych latających butów. Były tam klapki, skórzane sandały oraz inne baleriny. Wszystkie wirowały, aż w końcu wpadły w wysoką nie koszoną trawę pod rollerkasterem. Na szczęście upadek nie uszkodził balerin Laury, ani żadnych innych butów. Gdy rollerkaster wyhamował pan z obsługi wszedł w zarośla i zbierał pogubione buty. Pracownicy przyzwyczaili się, że po każdej przejażdżce ktoś z pasażerów wysiada boso i muszą szukać ich butów. Laura ucieszyła się kiedy odzyskała swoje baleriny i podążyła na kolejną atrakcję. Buty też były bardzo zadowolone, bo nie spodziewały się takich przeżyć tego nastała jesień i mama Laury kupiła jej cieplejsze buty. Na szczęście Laura nie potrzebowała już tych magicznych. Była całkiem zdrowa i potrafiła chodzić w każdych butach. Mama Laury postanowiła oddać całkiem dobre baleriny córce sąsiadki Dominice. Magiczne baleriny z żalem pożegnały Laurę, ale miały nadzieję że z nową właścicielką też będą szczęśliwe. Dominika ucieszyła się z podarowanych butów i zabrała je do szkoły jako zmienne. Nie znała ich tajemnicy, ale od pierwszego dnia poczuła, że są jakieś dziwne. W szkole nie umiała usiedzieć w ławce. Buty nudziły się ,więc robiły wszystko żeby zachęcić dziewczynkę do ruchu. Smyrały i łaskotały ją w stopy. Dominika nie potrafiła skupić się na lekcjach, gdyż trudno było to wytrzymać. Obawiając się gorszego łaskotania siedziała nawet na przerwach. Nie domyśliła się że butom potrzebny jest ruch. Męczyła się ona i baleriny. W końcu lekcje skończyły się i dziewczynka ubrała inne buty, a baleriny zamknęła w szkolnej szafce. Uwięzione w szkole były strasznie smutne i miały nadzieje, że następnego dnia będzie lepiej. Niestety nic się nie zmieniło. Tak jak poprzedniego dnia przesiedziały wszystkie lekcje i przerwy. Podobnie mijały też kolejne dni. W końcu buty nie wytrzymały. Z powodu smutku, nudy i złego humoru niespodziewanie zmieniły swój kształt. Kiedy rano Dominika otwarła szafkę zobaczyła w niej strasznie dziwaczne i śmieszne buty zupełnie jak od klauna.– Uhhh – krzyknęła – Co to jest?– Hahaha – usłyszała za plecami – Ale buciory! Hahaah! – śmiał się na cały głos piegowaty Marek, uznawany za największego łobuza w stała jak zamurowana. Myślała, że to jego jego sprawka. Widocznie zrobił jej kawał.– Zabieraj te buty – wykrzyknęła i rzuciła w jego stronę.– Dobra jasne. Hahaha – zawołał Marek – Ale ubaw!Wybiegł z koszmarnymi buciorami na boisko gdzie jego koledzy właśnie puszczali latawiec.– Patrzcie co mam. To buciory Dominiki. Hahaha. Dała mi je właśnie.– Pokaż, ale śmieszne – powiedział Igor– Słuchajcie przywiążmy je do latawca. Zobaczymy czy poleca w górę? Ale się wszyscy od razu spodobał się ten pomysł. Po chwili magiczne buty przywiązane do czerwonego latawca unosiły się pomału w górę. Początkowo latawiec chwiał się z dodatkowym ciężarem i nie mógł wznieść się wyżej, lecz wkrótce mocniej zawiało. Igor trzymający sznurek nie spodziewał się, że latawiec nagle wystrzeli w górę wyrywając mu jego koniec z dłoni.– Łapać latawiec!- wykrzyknął Marek, jednak na to nie było już szans. Wiatr uniósł go razem z dziwnymi butami wysoko ponad czubki drzew i pognał w kierunku centrum miasta– Ty gapo! – krzyczał wściekły Marek na Igora – jak mogłeś wypuścić sznurek. Miałem jeszcze tyle pomysłów co zrobić z tymi butami, a teraz wszystko przepadło. Buty natomiast były zachwycone. Nie spodziewały się, że znów będą latać. Było inaczej niż kiedy, spadały z rollerkastera. Wtedy pędziły z góry na ziemię, a teraz unosiły się w górze lekko i spokojnie jak paralotniarze albo puszki dmuchawców. Z góry patrzały na miasto i szczęśliwe śmiały się do siebie. Buty nie wiedziały co je teraz czeka? Gdzie wylądują i do kogo trafią tym razem? Czy będą dużo chodzić, czy może grać w piłkę lub biegać?. Miały wielkie nadzieje, że trafią w dobre miejsce. Niespodziewanie zauważyły znajomy budynek z białym szyldem przy drzwiach. Był to zakład szewski pana – zawołały do siebie – Jesteśmy w domu. Szarpnęły jednocześnie latawcem by zniżyć lot. Potrafiły już dobrze nim sterować i chciały wylądować przy drzwiach szewca. Podskoczyły i latawiec zaczął delikatnie opadać w wybrane miejsce. Wkrótce leżały pod jego drzwiami. Gdy Alfred wyszedł od razu zauważył czerwony latawiec. Podniósł go i zobaczył przywiązane do niego dziwaczne buty.– A niech mnie! Ja chyba śnię – zawołał – Moje wyjątkowe buty! To jakiś cud albo magia. Same mnie odnalazły i buty bardzo cieszyły się, że niespodziewanie odnalazły Alfreda. Chciały mu odpowiedzieć: – Tak wróciłyśmy – lecz niestety nie mogły. Starały się dać mu jakiś znak, że są szczęśliwe. Wyprężały brązowe, błyszczące czubki zupełnie jakby się cieszył się, że je odzyskał. Postanowił je odnowić, a następnie schować gdyby ich właściciel wrócił. Wiedział jaką mają moc, więc wolał ich pilnować, aby nie zostały znów 6 Trzy moce butówMijały tygodnie, a naprawione niezwykłe buty leżały w pudełku. Były smutne i nieszczęśliwe. Po wszystkich swoich przygodach, nie chciały bezczynnie czekać. Najgorsze było to, że nie wiedziały, czy ktoś w ogóle po nie przyjdzie. Martwiły się co będzie dalej? Na szczęście wreszcie coś się wydarzyło. Do zakładu szewca przyszedł pewien chłopiec. Mama przysłała go po odbiór butów z naprawy.– Dzień dobry – przywitał się chłopiec zamykając za sobą drzwi – Przyszedłem po buty z teatru. Wie pan, po te na przedstawienie.– Dzień dobry – odpowiedział schowany na zapleczu szewc – Niestety jestem bardzo zajęty i nie mogę teraz podejść. Weź je proszę. Są gotowe. Leżą w pudełku na półce przy drzwiach.– Dobrze – odpowiedział chłopiec i podszedł do półki, na której stały dwa pudła. Otworzył pierwsze i zobaczył dziwaczne brązowe buty pasujące do teatru. Zabrał pudło, pożegnał szewca dziękując mu głośno i wybiegł z zakładu.– Do widzenie – odpowiedział mu Alfred nie podejrzewając kłopotów. Za to magiczne buty podskakiwały z radości obijając się o boki pudełka.– Będziemy grać w przedstawieniu. W teatrze. Hurra! – wołały do dotarły na miejsce. Chłopak podał pudło mamie, która była kostiumografem, a ona aktorce..– Co to za paskudne buty – krzyczała w szatni Klementyna. Jak ja będę wyglądać? Ohyda. Kto zrobił dla mnie takie dziwaczne buty? – Aktorka już zamierzała iść na skargę do kostiumografa kiedy nagle reżyser wezwał ja na scenę.– Robimy próbę – zarządził – Musisz dużo ćwiczyć, bo niedługo przedstawienie. w dziwacznych butach zaczęła tańczyć. Najpierw trochę niepewnie, nawet niezdarnie lecz z każdą chwilą coraz lepiej. Magiczne buty nigdy do tej pory nie tańczyły, ale były tym zachwycone. Nie spodziewały się czegoś tak fajnego. Radośnie podskakiwały, wykręcały wymyśle piruety a nawet salta. Reżyser podziwiał Klementynę. Do tej pory tańczyła fatalnie. Choć marzyła o wielkiej karierze to na scenie ruszała się powoli i niezgrabnie. Nic nie zapowiadało takiej przemiany.– Dziewczyno! Kiedy ty się tego nauczyłaś? – pytał – Zaskoczyłaś mnie!– Zawsze mówiłam, że mam talent, tylko pan tego nie dostrzegał – odpowiedziała zarozumiale aktorka – Powinnam dostać główną rolę. Chcę być gwiazdą!– Tańcz tak dalej, a zostaniesz – odpowiedział próbie dumna Klementyna przechwalała się w szatni przed innymi aktorkami:– Mam talent! Wiedziałam o tym od zawsze. Tańczę najlepiej z was – Zdjęła swój strój, a potem cisnęła w kąt buty – Są ohydne – powiedziała – Jutro karzę je buty jeszcze nigdy nie czuły się tak obrażone. Słyszały już że są dziwaczne i staromodne ale nie ohydne. Po tym jak starały się pięknie tańczyć liczyły na jakieś miłe słowa. Cóż jednak miały zrobić? Pokochały taniec i chciały zostać w teatrze. Miały nadzieję, że następnego dnia Klementyna doceni je i jeszcze będą z nią szczęśliwe. Niestety okazało się, że zarozumiała aktorka nie lubi ich i nie ma pojęcia o ich mocy. Uważała, że jest wyjątkowo uzdolniona. Chciała nawet zmienić buty na inne. Na szczęście reżyser nie zgodził się. Magiczne buty cieszyły się, że przynajmniej on je docenia, więc na próbach tańczyły najlepiej jak mogły. Dzięki nim Klementyna dostała w końcu główną rolę w przedstawieniu. Była bardzo pewna swego talentu. Do premiery został jeden dzień. W tym czasie szewc Alfred zorientował się, że pomylono kartony z butami. Postanowił udać się do teatru, aby dostarczyć właściwe buty a odebrać swoje.– Dzień dobry – przywitał reżysera kończącego ostatnia próbę – Przepraszam, ale muszę wyjaśnić panu pewną pomyłkę. Jestem szewcem i niechcący oddałem niewłaściwe buty. Chciałbym odzyskać moje takie nieco dziwaczne i przyniosłem właściwe. Oto one – podał mu zwykłe lakierki.– Szkoda – powiedział reżyser – Zauważyłem, że jedna z aktorek ma dziwne buty, ale podobały mi się. Myślałem, że to część kostiumu. Może moglibyśmy zostawić je w teatrze? – spytał– O nie! Niestety – odmówił szewc – Muszę je odzyskać, gdyż nie należą do mnie. Spodziewam się że ich właściciel po nie wróci. Rozumie pan.– Oczywiście – powiedział reżyser. Zaraz je panu oddam. Przy okazji zapraszam na nasze przedstawienie. Jutro jest premiera. Mam jeden wolny bilet i zastanawiałem się właśnie komu go podarować. Proszę go przyjąć i przyjść jutro.– Wspaniale – ucieszył się szewc – Na pewno z dziwacznymi butami wrócił do zakładu. Odetchnął z ulgą, że je odzyskał. Bał się, że znowu przepadły. Był szczęśliwy, lecz buty smuciły się. Chciały wystąpić w przedstawieniu. Tyle ćwiczyły i uwielbiały to. Zastanawiały się, czy zarozumiała Klementyna czegoś się od nich następnego dnia Alfred wystrojony w najlepszy garnitur udał się do teatru. Było tam mnóstwo gości. Wszyscy czekali na zapowiadane od dawna przedstawienie. Tańczyć miała nowa gwiazda Klementyna. Wreszcie zaczęło się. Na początek zaplanowano występ śpiewaków, a potem gwiazdę wieczoru. Klementyna w nowych butach wybiegła na scenę. Niespodziewanie potknęła się i upadała. Szybko wstała próbując tańczyć. Niestety nie umiała. Podskakiwała niezdarnie i obracała się w kółko. Widzowie gwizdali i śmiali się.– To chyba jakiś żart – zawołał ktoś z widowni.– Zabierzcie ta niezdarę– Oddajcie nam pieniądze za bilety! – wołali robiła co mogła lecz każdy jej ruch był coraz gorszy. Nie rozumiała co się stało? Jeszcze wczoraj miała wielki talent, a teraz nagle znikł. Jak to możliwe? Owszem nie przykładała się do ćwiczeń, ale po co skoro tańczyła wygwizdali zarozumiałą aktorkę i wyszli z teatru. Nikt nie wiedział dlaczego zepsuto to przedstawienie?Czemu aktorka nie umiała tańczyć? Jedynie szewc Alfred domyślał się co się stało. Klementyna tańczyła wcześniej w magicznych butach, jednak niczego się od nich nie nauczyła. Buty nie dały jej prawdziwych umiejętności, bo na nie nigdy nie zasługiwała. Była złośliwa, niemiła i leniwa. Dzięki nim mogła stać się wielką tancerką, ale była zbyt zarozumiała. W szatni teatru płakała i przepraszała wszystkich za swój nieudany występ. Przyznała, że była zbyt pewna siebie i nie pracowała nad umiejętnościami. Zrozumiała, że będzie musiała dużo ćwiczyć jeśli nadal pragnie zostać gwiazdą. Nic nie przyjdzie samo bez wysiłku nawet jeśli ma się magiczne buty. Trzeba samemu wziąć się do kilka dni i ktoś niespodziewanie przyszedł do zakładu szewskiego. Ubrany był elegancko, ale jakoś staromodnie.– Dzień dobry – przywitał się uprzejmie – Przyszedłem odebrać moje nie wierzył własnym oczom. Stał przed nim właściciel dziwacznych butów.– Czy udało się je naprawić?- spytał nieznajomy.– Tak oczywiście. Czekają na pana – odpowiedział Alfred i poszedł po nie na zaplecze.– O to doskonale, że czekają na mnie. Powiem panu, że zastanawiałem się, czy wytrzymają tak długo w pudełku.– Nie rozumiem? – zdziwił się szewc– No tak przecież nie wyjaśniłem panu, że to nie są zwyczajne buty. Są magiczne, a ja jestem czarodziejem. Za pomocą trzech pierścieni dałem im trzy moce. Jeden sprawił, że potrafią się zmieniać, drugi że mogą zmieniać ludzi, a trzeci dał im moc rozwagi ,aby dobrze wykorzystywały swoje umiejętności.– To niesamowite co pan mówi – powiedział szewc – Przepraszam, ale nie wiedziałem że są czarodzieje, a buty mogą być magiczne.– Niestety jest nas niewielu. Lecz można spotkać czarodzieja w każdym zwykłym miejscu.– Rozumiem, ale dlaczego zaczarował pan te buty?– Zaczarowałem je aby pomagały tym którzy na to zasługują, karały tych którzy coś przewinili i dawały nauczki tym którzy powinni coś w sobie zmienić. Zawiodłem się, że nic nie zrobiły przez tak długi czas.– Oj tego nie powiedziałem – uśmiechnął się Dla mnie zrobiły bardzo dużo. Dla mojego wnuka również. Myślę, że sporo też działo się kiedy je straciłem.– Doprawdy pomogły panu to cudownie. Właśnie na to liczyłem. Bardzo się cieszę. I mówi pan że zginęły, a jednak ma je pan. Jak to się stało?– Same do mnie wróciły – odpowiedział z dumą szewc.– To wspaniale polubiły pana. Mam Alfredzie prośbę: Przypomniało mi się właśnie, że bardzo się śpieszę. Przechowaj te buty, bo nie mogę ich teraz zabrać. Wrócę po nie za jakiś bajki jest Iwona Kałuża. Więcej bajek na stronie
Kilka słów o bajce Jak wyglądałoby życie dzieci, gdyby zamiast słyszeć słowa innych: “Jesteś głupi!”, tak naprawdę słyszałyby: “Jeszcze tego nie umiesz, ale zawsze możesz się nauczyć, jeśli tylko będziesz chciał.” W bajce to możliwe, ale czy jest szansa, by tak się stało w normalnym życiu? Mam nadzieję, że po przeczytaniu bajki o elfach i leśnych ludkach uznasz, że jest to całkiem prawdopodobne. Choć dobrze wiesz, jak trudno radzić sobie z krytyką, tym bardziej, gdy jest pełna złośliwości, a nie konstruktywnych uwag i podpowiedzi. Elfy też miały problem z przyjmowaniem krytyki i coraz więcej było przez to płaczu oraz kłótni w Bańkowej Krainie. Do czasu, aż zjawiła się w niej dobra wróżka i podarowała im kolorowe bańki o cudownej mocy. Jakiej? Tego dowiesz się z tej oto historii. Zapraszam na bajkę. Bajka o elfach i leśnych ludkach – część 1 Dawno, dawno temu, w Bańkowej Dolinie, żyły sobie elfy. Były niezwykle piękne, mądre, dobre i wesołe. Wszyscy mieszkańcy lubili siebie takich, jakimi byli. Każdy każdego i siebie samego. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego owa dolina nazywała się Bańkowa. Już tłumaczę. Wszystkie elfy miały moc, która pozwalała im latać, chociaż chodzić też umiały. I pływać, i biegać, leżeć, skakać i fikać koziołki. Ale to nie dlatego ich dolina miała taką właśnie nazwę. Wzięła się ona od tego, że wszyscy byli otoczeni przez kolorowe bańki mydlane o niezwykłej właściwości, ale tego, jaka to była właściwość, dowiecie się dopiero za chwilę. Za wysoką górą znajdowała się druga dolina. Była to Dolina Łapu Capu, w której mieszkały leśne ludki. Mieszkańcy Doliny Bańkowej i Doliny Łapu Capu nie znali się, a nawet nie wiedzieli o swoim istnieniu. Oddzielała ich góra, której nikomu nie udało się zdobyć i zobaczyć, co znajduje się po jej drugiej stronie. Dlatego zarówno elfiki jak i leśne ludki nie miały zielonego pojęcia, że oprócz nich w ogóle ktoś jeszcze na tym świecie istnieje. Każdy żył w swojej dolinie i nawet o tym nie myślał. Nie było mu to do szczęścia ani trochę potrzebne. Wielki deszcz Tak było aż do dnia, w którym wydarzyło się coś niezwykłego. Zanim ten dzień nastał, przez cały tydzień padał deszcz. Nie przestawał ani na chwilkę. Padał na Dolinę Bańkową, padał na wysoką górę i padał na Dolinę Łapu Capu. Nikomu to nie przeszkadzało, bo zarówno elfiki, jak i leśne ludki – wszyscy bez wyjątku lubili deszcz. Leśne ludki mogły wtedy zjeżdżać na błotnych zjeżdżalniach, które pojawiały się na każdej małej górce. Nie padał tu nigdy śnieg i nie wiedziały nawet, że istnieje. Miały za to zjeżdżalnie i ślizgawki z błota, co też było fajne, tylko po takiej zabawie było się strasznie brudnym. Nie pomagały ani ubrania, ani specjalne ochraniacze, czy osłony na błotne sanki. Leśne ludki nie bały się na szczęście wody, więc po każdej takiej zabawie, wszyscy z radością szli do strumienia, by się w nim wykąpać i w ten sposób przedłużyć zabawę – przecież w wodzie też można się super bawić. Elfiki natomiast, podczas deszczu urządzały wyścigi po kałużach. Ich bańki nadawały się do tego wyśmienicie. Dzięki specjalnej powłoce, bardzo dobrze ślizgały się po wodzie. Elfy najpierw brały długi rozpęd, potem podskok jak najwyżej i ślizg po kałuży. Zabawy było całe mnóstwo i w przeciwieństwie do leśnych ludków, tu nikt nie musiał się potem myć, bo… no właśnie. I tu dochodzimy do wspomnianej wcześniej niezwykłej właściwości baniek mydlanych, które otaczały każdego elfika. Nie jedynej, ale też fajnej. Otóż, niezależnie, co by się nie działo, co by nie robiły, zawsze były czyste. Elfiki oczywiście, bo same bańki się brudziły. To nie wszystko. Mieniły się wszystkimi kolorami tęczy, jak to jest w przypadku każdej mydlanej bańki. Elfiki w ogóle się ze sobą nie kłóciły. Wiele lat wcześniej tak nie było. Wtedy, gdy nie były jeszcze otoczone bańkami, spierały się ze sobą bardzo często. Obrażały się nawzajem, przezywały, krytykowały, wyśmiewały – może nie każdego dnia, ale zdarzało im się to i nie były z tego powodu szczęśliwe. Bo kto jest szczęśliwy, gdy inni go obrażają, śmieją się z niego i źle o nim mówią, albo przezywają go i obgadują za jego plecami? Dobra wróżka i jej czar Na szczęście do doliny, w której mieszkały elfiki, pewnego dnia zawitała dobra wróżka, która słyszała, że źle się tu dzieje. Przybyła, by pomóc małym, sympatycznym elfom. Zrobiła to w taki sposób, w jaki robią to dobre wróżki: wzięła swoją czarodziejską różdżkę, uniosła do góry i wypowiedziała cudowne zaklęcie: Tęczo, tęczo, zejdź na ziemię, pokoloruj wszystkich nas, bo na radość i zabawę teraz jest najlepszy czas. Niech słyszymy to co dobre, co pomaga w zgodzie żyć I by wszyscy w tym co robią, jeszcze lepsi mogli być Gdy wybrzmiało ostatnie słowo, na całą Dolinę spadł kolorowy deszcz. Elfikom wydawało się, że to tęcza pada na ziemię, bo tak piękne kolory pojawiły się wszędzie, gdzie tylko okiem sięgnął. Już wkrótce, jak to podczas deszczu, zaczęły pojawiać się kałuże. Te jednak były niezwykłe: nie tylko kolorowe, ale na ich powierzchni tworzyły się piękne, kolorowe bańki. Rosły i rosły, a kiedy były tak duże, że zmieściłby się w nich cały elf, odrywały się o unosiły nad ziemię. Gdy bańka znalazła się nad którymś elfem, opadała na niego i otaczała z każdej strony. Teraz elf był w kolorowej bańce – miała ona tak niezwykłe właściwości, że można w niej było robić wszystko, co robiło się do tej pory – oddychać, biegać, skakać, latać, mówić, jeść – czyli normalnie żyć, jakby tej bańki w ogóle nie było. Po co więc elfom takie bańki, skoro jak widać, nic się nie zmieniało? Na czym polegała ich niezwykła czarodziejska moc? O tym elfiki miały się przekonać już niebawem. Gdy każdy z nich znalazł się w swojej niezniszczalnej bańce, dobra wróżka pożegnała się i odleciała. Życie w dolinie wydawało się wciąż takie samo, choć przez całą resztę dnia, wszyscy mówili tylko o tym, co się stało i podziwiali swoją kolorową osłonę – bo tak to wyglądało. I – choć elfy jeszcze o tym nie wiedziały – tym właśnie była każda kolorowa bańka: osłoną przed wszystkim, co wcześniej prowadziło do kłótni, smutku, płaczu, gniewu i złości. Zmiana, której nikt nie zauważył Na początku nikt się nie zorientował, jak wspaniałą moc mają bańki, bo wydawało się, że wszystko jest jak dawniej. Ale tylko tak im się wydawało, bo naprawdę było zupełnie inaczej. Następnego dnia, gdy coś się komuś nie udało, szybko pojawiało się parę elfów, które widząc to, zaczynały się naśmiewać. – E, Korek, coś ci nie idzie. Fajtłapa jesteś, a nie mistrz ślizgów na kałuży. Ciamajda przy tobie wymiata. Możesz mu bańkę czyścić – odezwał się Badi, a reszta jego ekipy wybuchnęła śmiechem, który nie był ani życzliwy, ani sympatyczny. Wręcz przeciwnie – dużo był w nim złośliwości i chęci dokuczenia Korkowi. – Hejka, chłopaki. Dobrze, że mi to mówicie. Właśnie ćwiczę nowy układ, bo ten, który robiłem do tej pory, już mi się znudził, a chcę być w ślizgach coraz lepszy. Dobra krytyka mi się przyda, bo wtedy wiem, co jeszcze muszę poprawić i nad czym popracować, żeby być mistrzem – jakby nigdy nic, podziękował kolegom Korek. Zarówno sam Badi, jak i jego ekipa, mieli nietęgie miny, bo nie takiej odpowiedzi się spodziewali, a już na pewno nie tego, by ktoś im za to naśmiewanie dziękował, tak jak to zrobił Korek. – Ty, głuchy jesteś, czy głupi? Nie słyszysz, że wcale nie chcemy ci pomóc być lepszym, tylko mówimy, że nigdy taki nie będziesz, bo jesteś do niczego? Fajtłapa i niedorajda – ostatnim słowom Badiego towarzyszył już gromki śmiech kolegów z jego ekipy. – No wiem, że może się wam nie podobać, to co teraz robię, bo się uczę. Mnie też się nie podoba, ale właśnie dlatego ćwiczę codziennie, żeby być w tym mistrzem. I jeszcze raz dzięki za wsparcie i to, że tu jesteście, bo dzięki wam wiem, nad czym jeszcze trzeba popracować i co w moim układzie ślizgów poprawić – cały czas będąc w wyśmienitym humorze, odpowiedział Korek. Badi i jego kumple uznali, że nie ma sensu tracić więcej czasu na Korka, bo jaka to zabawa, kiedy ten, z kogo się naśmiewają, wcale się tym nie przejmuje. Lepiej poszukać kogoś, kto się popłacze, pobiegnie na skargę do rodziców, albo zacznie się z nimi kłócić, bo to fajniejsze. Ani Korek, ani Badi i jego ekipa nie zorientowali się, co tak naprawdę się stało. Następnego dnia coś podobnego spotkało Bibi. Dziewczynka siedziała w piaskownicy na placu zabaw i stawiała babki z piasku. Niestety ciągle coś jej się nie udawało. Wszystko szło dobrze dopóki piasek był w foremce. Jednak gdy tylko delikatnie ściągała foremkę, by została sama piaskowa babka, wszystko się rozsypywało. – Ale jesteś głupia! – usłyszała za plecami czyjś głos. – Każdy maluch potrafi stawiać babki z piasku, ale ty chyba jesteś najgłupsza ze wszystkich, bo nie umiesz – wciąż nie podchodząc bliżej, mówił do Bibi jakiś elf. – No wiem, że mi się nie udaje i nie wiem, co robię nie tak, że ciągle piasek się rozsypuje. A tak bym chciała w końcu zrobić taką piękną babkę z piasku. Dostałam dziś nowe foremki i myślałam, że poustawiam dużo babek. A na razie nie udało mi się postawić ani jednej – jakby nigdy nic, odezwała się Bibi. – Możesz tu przyjść i mi pomóc? Albo powiedz, co zrobić, żeby w końcu udało mi się taką babkę postawić. – Chyba żartujesz – podchodząc do Bibi, zaśmiała się Kari. – Przecież to takie proste, a ty tego nie wiesz? Nikt ci nie powiedział, że piasek musi być trochę mokry? Z takiego suchego nigdy nie zrobisz babki. Ty naprawdę jesteś głupia – niezbyt miłym głosem odpowiedziała Kari, po czym odwróciła się i odleciała, machając kolorowymi skrzydełkami – tak kolorowymi jak bańka, która ją otaczała. Elfiki wyglądały naprawdę przepięknie w swoich mydlanych bańkach, które podarowała im dobra wróżka. – Dziękuję ci. Naprawdę. Nikt do tej pory mi tego nie powiedział i nie wiedziałam, że piasek do babek musi być mokry. Zaraz łopatką wykopię ten, który jest głębiej, bo tam zawsze jest wilgotny i ma ciemniejszy kolor – jak powiedziała, tak też zrobiła i od tej pory każda babka było idealna. Do wieczora postawiła ich tyle, że zabrakło jej miejsca, a sama Bibi była cała szczęśliwa i wciąż wdzięczna koleżance za pomoc i wskazówki, dzięki którym nauczyła się stawiać przepiękne piaskowe babki. Z każdym nowym dniem, w dolinie coraz rzadziej słychać było kłótnie, czy naśmiewania się z innych. Więcej było za to uśmiechu, wesołej zabawy, wzajemnej pomocy i słów podziękowań. Czary dobrej wróżki działały doskonale, choć nikt tak naprawdę nie wiedział, że to dzięki nim wszyscy w dolinie żyją w coraz większej zgodzie. Cudowna moc baniek Pewnie zastanawiacie się, na czym właściwie polegała cudowna moc baniek. Od pierwszych chwil, gdy bańki otoczyły każdego elfika, działały jak tłumacz. Tak, jakby ktoś mówił do elfa w obcym języku, a bańka tłumaczyła każde słowo na takie, które elf będzie mógł zrozumieć. Tyle, że to nie był taki zwyczajny obcy język, bo nikt nie mówił tam po chińsku, czy francusku. Bańki tłumaczyły słowa, które sprawiają przykrość, smutek, albo prowadzą do łez, na takie, które pomagają być lepszym, doskonalszym, weselszym i szczęśliwszym. To dlatego Korek nie słyszał naśmiewania się. Bańka sprawiała, że słyszał, jak ktoś mówi nie o nim, tylko o tym, co on robi i traktował to jako pomoc, a nie jako złośliwe i przykre uwagi. Bańki zamieniały słowa i sprawiały, że elfik słyszał to, co dla niego dobre, co pomocne i co może mu pomóc, a nie co miałoby mu dokuczyć i zasmucić. Gdy ktoś mówił do Elfa: jesteś głupi – bańki tłumaczyły: Jeszcze tego nie wiesz, ale możesz się tego nauczyć. Albo gdy Badi mówił: Fajtłapa, ciamajda – bańki przetłumaczyły to na zupełnie inne słowa: kiepsko ci wychodzą te ślizgi, ale to znaczy, że musisz jeszcze trochę poćwiczyć, żeby być w tym dobry. Kiedy Bibi usłyszała, że jest najgłupsza, bo nie umie stawiać babek z piasku – dziewczynka tak naprawdę usłyszała, żeby się nie przejmowała, bo jak się coś robi pierwszy raz, to mało komu od razu wszystko się udaje. Ale jeśli nie wie, to przecież może się nauczyć . Może kogoś zapytać, jak się to robi, albo poprosić o pomoc. I tak też Bibi zrobiła. Zapytała Kari, co trzeba zrobić, żeby udało jej się w końcu postawić dobrze babkę z piasku. Bańki oddzielały elfa od tego, co on robił. Od tamtej pory, elfy coraz rzadziej mówiły źle o innych, czy przezywały się, albo śmiały z siebie złośliwie. Działo się tak dlatego, że same nigdy nie słyszały, by ktoś coś takiego o nich, czy do nich mówił. Wszyscy udzielali pomocnych rad, mówili, żeby się w czymś podciągnąć, poduczyć, żeby dużo ćwiczyć, by być jak najlepszym. Nie było w tym jednak żadnej złośliwości. I coś jeszcze. Kiedyś elfy myślały źle o sobie samych: Do niczego się nie nadaję. Jestem fajtłapa, ciamajda, niedorajda. Nic mi się nie uda. Jestem najgorszy. Nie dam rady. Oni nigdy mnie nie polubią. I wiele innych niefajnych myśli miały o sobie, bo każdego dnia, to właśnie słyszały od innych elfów. Odkąd jednak otoczone były przez czarodziejskie, mydlane bańki, żadnych takich słów nie słyszały. Wręcz przeciwnie – wszyscy mówili, a przynajmniej elfiki tak myślały, bo to przecież bańki tak tłumaczyły – że: dadzą radę, uda im się, są mądre, są dobre w tym, co robią, a mogą być jeszcze lepsze i wiele innych ciepłych i przyjemnych słów. Skoro tak, to czemu miałyby źle myśleć same o sobie, prawda? Dziś w Dolinie Bańkowej – bo tak zaczęły mówić o miejscu w którym żyły, same elfy – wszyscy o sobie myślą bardzo dobrze. I tak też myślą o innych. A kiedy komuś się coś nie udaje, to nie mówią o nim, tylko o tym, co ten ktoś robi, albo co mu nie idzie tak, jakby chciał. Dzięki temu elf, który ma z czymś kłopoty, wie, co ma robić inaczej, lepiej, albo czego nowego ma się nauczyć, żeby w ogóle sobie z tym poradzić. Niespodziewane spotkanie Jak pamiętacie, pewnego dnia zaczął padać deszcz i nie przestawał przez 7 dni. Tak długo nie padał jeszcze nigdy, choć zdarzały się burze i ulewy, ale szybko się kończyły i zza chmur wychodziło piękne słońce. Teraz jednak elfy zastanawiały się, czy w ogóle deszcz przestanie padać, czy może już zawsze niebo zasnute będzie ciemnymi chmurami, a przez to będzie zimno i niezbyt wesoło. Mało kto lubi przecież, by cały czas padał deszcz i nie można było poczuć ciepłych promieni słońca. Pod koniec siódmego dnia deszczu elfiki usłyszały jakiś szum dobiegający od strony wysokiej góry. Słuchały i słuchały, aż w pewnym momencie zobaczyły, że skały zaczynają pękać, rozpadać się na małe kawałki i…z jednej wielkiej góry robią się dwie mniejsze, a między nimi pojawia się przejście. Ale dokąd ono może prowadzić? Nikt tego nie wiedział, bo do tej pory wszyscy myśleli, że poza doliną bańkową i wysoką górą, nic nie istnieje, a na pewno nie ma innych stworków. Najodważniejsze Elfy podleciały bliżej przejścia i zaglądały, co też tam może być. Deszcz przestał właśnie padać i zza chmur wyjrzało długo wyczekiwane przez wszystkich słońce. Bańki oświetlone przez słoneczne promienie, mieniły się jak zawsze, wszystkimi kolorami tęczy. W tym czasie, po drugiej stronie góry, właściwie teraz to już dwóch gór, leśne ludki również patrzyły zdziwione w stronę przejścia, które pojawiło się po obfitych deszczach. Powoli zbliżyły się do niego i zaczęły parami – bo przejście nie było zbyt szerokie, iść przed siebie. Tak samo elfy – też parami zmierzały w głąb wąwozu, który pojawi się po rozdzieleniu góry na dwie części. A że przejście nie było całkiem proste, tylko wiło się raz w jedną, raz w drugą stronę, to żaden z mieszkańców obu Dolin nie widział nikogo przed sobą. Elfiki widziały tylko elfiki, a leśne ludki tylko leśne ludki. Tak było do czasu, gdy przed nimi pojawił się ostatni zakręt. Niczego nie przeczuwając, zbliżali się do siebie i…bęc – elfik i leśny ludek, którzy szli jako pierwsi w swojej grupie, weszli na siebie i doszło do zderzenia. Na szczęście szli powoli i skończyło się na tym, że leśny ludek odbił się od bańki mydlanej elfika i zrobił fikołka do tyłu i tak samo elfik – potoczył się do tyłu, a kolory na jego bańce zawirowały jak na karuzeli. – O, a kto to taki? Kto to jest? Co to za dziwne stworki? – jeden przez drugiego, zaczęły szeptać między sobą elfiki. – A to kto? Co to za kolorowe kulki zagrodziły nam przejście – również dziwiły się leśne ludki tym, co właśnie zobaczyły przed sobą. Gdy wszyscy nieco ochłonęli ze zdziwienia, Drewutek – jeden z leśnych ludków, zapytał: – Kim wy jesteście i co tu robicie w naszym przejściu? – Jesteśmy elfy i mieszkamy w Bańkowej Dolinie po tej stronie góry. A wy, kim jesteście? – zapytał Mędrek. – My jesteśmy leśne ludki i mieszkamy po naszej stronie wysokiej góry, w Dolinie Łapu Capu – odrzekł Drewutek. – Ale fajnie się nazywa wasza dolina. A moglibyśmy zobaczyć, jak tam jest? A potem zaprosimy was do siebie i pokażemy wam naszą Bańkową Dolinę i razem poślizgamy się po kałużach. Co wy na to? – zapytał Korek, któremu udało się przedostać na sam początek grupy elfów. – Myślę, że co całkiem dobry pomysł. Zaraz przekażę wiadomość do ludków, które są na samym końcu naszej gromadki, by wracały do Doliny, a wy pójdziecie tuż za nami – zgodził się na propozycję elfów Drewutek i wszyscy wesoło podśpiewując ulubione melodie, powędrowali do Doliny Łapu Capu. – Tego, co wydarzyło się w Dolinie Łapu-Capu dowiecie się jutro, bo dziś już pora spać – przerwał opowiadanie pan Andrzej. – Tato, ty zawsze przerywasz w najciekawszym momencie i teraz nie będziemy mogli zasnąć – odezwał się niezbyt zadowolony Krzyś. – Ale obiecujesz, że zrobisz to jutro? – dodał, chcąc mieć pewność, że dowie się, jak wyglądała Dolina Łapu Capu i czy wszystko dobrze się zakończyło. – Obiecuję. Na pewno dowiecie się, co robiły elfy w dolinie leśnych ludków i czego jedni od drugich się nauczyli. Jak zwykle będzie też super rymowanka – uspokoił zniecierpliwione dzieci pan Andrzej, po czym wszyscy poszli spać. Jutro przecież też jest dzień, a dzięki temu, że wieczorem będzie niezwykła opowieść, na pewno będzie bardzo udany. Ja też z niecierpliwością będę czekał na dokończenie bajki o elfach i leśnych ludkach. A może wydarzy się coś jeszcze? Kto to wie. Jeśli też chcesz wiedzieć, jak skończyła się historia w obu dolinach i co wydarzyło się następnego dnia w rodzinie państwa Pogodnych, posłuchaj mojej kolejnej, kociej opowieści. Bajka o elfach i leśnych ludkach – część 2 Czy twojemu dziecku spodobała się ta bajka? Jeśli znajdziesz chwilkę, podziel się proszę w komentarzu tym, co myśli ono na temat I części “Bajki o elfach i leśnych ludkach” To dla mnie zawsze wiele znaczy, bo pomaga mi tworzyć jeszcze lepsze i ciekawsze historie Zostaw komentarz Ta bajka to mój Dar dla Ciebie i Twojej pociechy Jeśli i Ty chcesz się podzielić swoim Daremmożesz to zrobić przez i dołączyć tym samym do współtwórców tego wyjątkowego miejsca. To nie wszystko Na stronie możesz przeczytać też inne, ciekawe i niosące wartościowe przesłanie historie. Gdyby się jednak okazało, że to mało i twoja pociecha prosi o więcej opowieści kota Afika, jest na to rada. Możesz sięgnąć po bajki zebrane w zbiorze: Przygody Kota Afika Pozytywne przekonania w formie rymowanek. Wzruszają, śmieszą, uczą, zapadają w serce i umysł Możesz wybrać wersję do czytania lub słuchania. Albo też obie wersje, bo czasem zechcecie poczytać, a innym razem wspólnie posłuchać jednej z wesołych i uczących czegoś nowego bajek. Ebook i audiobook zawiera następujące bajki: 1. Nowa rodzina 2. Wizyta u pani weterynarz 3. Wyznanie Krzysia4. Wszystko jest po coś5. Trudne słowo NIE6. Czy w ciemności mieszkają potwory?7. Gdy nie chce się uczyć8. Lubię siebie9. Nikt nie musi być winny10. Kiedy kończy się zabawa 11. Kochasz mnie, czy nie?12. Sztuka słuchania13. Jesteś ważny14. Każdy jest wyjątkowy15. Niesprawiedliwe słowa16. Kto próbuje, temu się udaje17. Daj mi chwilkę18. Sukces – to takie proste. Część I19. Sukces – to takie proste. Część II20. Potrzebuję twojej pomocy. Część I21. Potrzebuję twojej pomocy. Część II Krytyka z ust innych – co z nią zrobić? Bajka o elfach pomaga zrozumieć, że to od nas zależy, jak bardzo przejmiemy się krytyką ze strony innych. Wszystko dzieje się w naszej głowie. Słowa, które słyszymy, przechodzą przez filtry, które sami, bądź z pomocą innych stworzyliśmy przez wszystkie lata życia. Te najsilniejsze powstają w dzieciństwie, stąd pomysł, by zająć się nimi przez bajkę. Elfy, tak jak ludzie, kłóciły się, naśmiewały z innych, dokuczały i krytykowały. Do czasu, aż w ich krainie nie pojawiła się dobra wróżka. Po jej wizycie wszystko zaczęło się zmieniać, choć nie od razu to zauważono. Myślę, że gdyby wróżka pojawiła się między ludźmi, efekt jej czarów też byłby wspaniały. Jak poradzić sobie bez niej? To pytanie zostawmy sobie na później. Teraz zapraszam małych i dużych miłośników bajek, do Bańkowej krainy elfów i ich sąsiadów – leśnych ludków. Ciąg dalszy opowieści, w drugiej części, która już niebawem. *Tekst zawiera linki afiliacyjne do Programu Partnerskiego Wydawnictwa Złote Myśli
Dla kogo? Dla dzieci, które nudzą się podczas deszczowej pogody. Przejdź do bajek o deszczu Deszcz potrafi być bardzo fajny, gdy potrafi się w nim to zobaczyć. Najpierw jednak, muszą to dostrzec rodzice, by potem móc to pokazać swoim dzieciom. A nie jest to takie proste. Ani jedno, ani drugie, bo dla dorosłych, deszcz jest nazywany złą pogodą, a słońce tą dobrą. Może czas na zmiany? Bajki o deszczu dla rodziców Latem, kiedy dzieci często bawią się na podwórku, rodzice mogą chwile odetchnąć, zająć się domem, nadrobić zaległości. Niestety, nie zawsze pogoda jest słoneczna. Od czasu do czasu, bywa, że nawet częściej, za oknem pada deszcz. Co wtedy? Jak zadowolić dziecko i jednocześnie nie rezygnować ze swoich zajęć? Z pomocą przychodzą bajki o burzy, w których znaleźć można pomysł na zabawę. Dzięki przygodom, które przeżywają Krzyś i Ola, rodzicom łatwiej dostrzec w deszczu coś dobrego. Choć to tylko woda, lecąca z nieba, to może stać się inspiracją do niejeden zabawy. Trzeba tylko spojrzeć na deszcz, przyjaznym okiem i dostrzec w nim coś dobrego. Bajki o deszczu pełne pomysłów na zabawę. Dzieci też mogą nie dostrzegać zabawowego potencjału, w deszczowej pogodzie. Gdzieś zapodział się ich dziecięcy entuzjazm. A może to dorośli, nie pozwalając na tańce w deszczu i na skakanie po kałużach, zgasili tę pierwotną radość? Ze strachu przed przemoczeniem, przeziębieniem, ubrudzeniem. Zapomnieli o swoim dzieciństwie, kiedy sami nie mieli takich ograniczeń i podwórko po burzy, było najlepszym miejsce do zabawy. Wielkie, ogromniaste kałuże, stawały się jeziorami, po których pływały papierowe, albo wydrążone z kory łódki. Czasem udawało się zrobić tamę przed kanałem burzowym i woda zbierała się jak wielkim zbiorniku wodnym. Wyobraźnia co chwilę podsuwała nowe pomysły, a kalosze chroniły nogi przed zmoczeniem. To nic, że czasem ktoś rzucił dowody wielki kamień, albo gałęzią uderzył o jej powierzchnię, chlapiąc wszystkich wokół. Przecież to tylko zabawa. A dziś? Jest trochę inaczej. Nie wszędzie, ale takie widoki to rzadkość. Co takiego ciekawego, może być w deszczu? A co jest w słońcu? Kiedy jest bardzo gorąco, też potrafisz narzekać, prawda? Jeśli więc ty narzekasz, to samo robić będzie twoje dziecko. Tak to działa i na pewno niejeden raz się o tym przekonałeś. Niestety. Na szczęście, można to zmienić. Można zacząć cieszyć się z tego, co jest, a to znaczy, że również z pogody, która jest za oknem. Trzeba tylko trochę wysilić swoją wyobraźnię i co nieco podpowiedzieć swojemu dziecku. Ono dostrzeże to szybciej, niż ci się wydaje. I wcale nie musisz używać do tego tabletu lub komputera. Wystarczy deszcz i czasem jakiś dodatek. Poza tym, są kredki, kartki z bloku rysunkowego i pomysły na konkurs, relację dziennikarską albo fotograficzną. Do dzieła więc. Jak co roku, tak i tym razem, deszczu z pewnością nie zabraknie, a wraz z nim, dni, kiedy nie będzie można się bawić na podwórku. Wtedy z pomocą przyjdą bajki o deszczu, do których czytania, gorąco cię zapraszam. Oto Bajki o deszczu
Kilka słów o bajce Prawie codziennie zaczarowane okulary przypominają Afikowi i przyjaciołom, że nic nie dzieje się przypadkiem. Tym razem o mały włos, a wszyscy zginęliby podczas burzy. Na szczęście stało się coś, o co cała trójka prawie się pokłóciła. Bo jak można umawiać się na zabawę, a potem nie przyjść? Niech bajka o burzy będzie dobrym początkiem, albo utrwaleniem przekonania, że w życiu wszystko dzieje się po coś dobrego. 9. Zapominalski Ślinek – bajka o burzy Spotkanie pod dębem Tego dnia, w którym przyjaciele mieli spotkać się pod dębem, parno było jak mało kiedy. Żadnego wiatru i widoku na choćby drobny deszcz. Afik lubił ciepło, ale dziś nawet dla niego było za gorąco, dlatego całe przedpołudnie i południe przeleżał w salonie, gdzie tylko dzięki spuszczonym roletom i wentylatorom, dało się jakoś wytrzymać. Późnym popołudniem, tuż po podwieczorku, coś się zmieniło. Jakby wiatr wiedział, że przyjaciele umówili się na kalambury i zaczął nieśmiało chłodzić rozgrzany ogród. Afik wytarł pyszczek po podwieczorku i wybiegł do ogrodu. Wystarczyło parę susów i już był na miejscu. Nie zastał nikogo, więc położył się na trawie i w oczekiwaniu na przyjaciół, wymyślał hasła do zabawy. Miał już pięć, gdy zjawił się Kropek. Teraz obaj leżeli pod dębem i w ciszy zastanawiali się, czego nie zgadłby Ślinek. Wciąż był najlepszy i naprawdę trudno było znaleźć hasło, które byłoby dla niego za trudne. Leżeli już dłuższą chwilę, a Ślinka wciąż nie było. Może zapomniał? Albo coś mu się stało po drodze. Chyba, że spotkał kogoś i zamiast na kalambury z Afikiem i Kropkiem, poszedł grać z tym kimś. Tylko, że z drugiej strony to niemożliwe. Ślinek taki nie jest. Kiedy się umawia, to zawsze przychodzi. Dziś po prostu musiało mu coś wypaść. – Zacznijmy bez niego. Najwyżej dołączy w trakcie – zaproponował Afik. Kropek jako pierwszy pokazał wymyślone hasło, które do najłatwiejszych nie należało i Afik miał spore problemy. Dopiero po piątej podpowiedzi zgadł, że chodziło o sowę. Kilka rundek minęło bardzo szybko i gdy obu graczom skończyły się hasła, ponownie rozejrzeli się po ogrodzie. – Gdzie on się podziewa? Zobaczę z góry. Może go namierzę – zaproponował Kropek i wzbił się w powietrze. Uderzenie pioruna Niestety, Ślinka nie było widać ani z góry, ani z dołu. Ponieważ wiatr był coraz silniejszy, a niebo przykryły ciemne, burzowe chmury, przyjaciele postanowili dłużej nie czekać. Z jednej strony rozumieli, że na pewno Ślinek miał ważny powód, by nie przyjść, ale z drugiej byli trochę na niego źli. Bo tak się nie robi. Jak się umawia, to żeby nie wiadomo co, to choćby na chwilę się wpada. A Ślinek nawet tej chwili nie znalazł. W niezbyt dobrych nastrojach, każdy udał się w swoją stronę, umawiając się na kolejną partyjkę następnego dnia. Może do tego czasu Ślinek się odezwie i wytłumaczy się, czemu dziś nie przyszedł. Ledwo Afik wbiegł do domu, a tu jak nie trześnie i nie błyśnie. Aż mu głowie zadudniło. Gdy rozległ się huk, pani Ewa krzyknęła, a dzieci zaczęły piszczeć i wybiegły ze swoich pokoi. – Mamo, co się stało? – zbiegając po schodach, pytały jedno przez drugie. – Chyba piorun uderzył w coś w ogrodzie. Normalnie, tak się przestraszyłam, że aż podskoczyłam i o mało nie upuściłam talerza – mówiąc to, pani Ewa wciąż cała się trzęsła. Trząsł się też Afik, który ze strachu schował się pod poduszkami na kanapie. Tylko króciutki ogonek wystawał spomiędzy nich, jak peryskop z łodzi podwodnej. Trochę minęło, zanim grzmoty zupełnie ustały. Afik do tego czasu postanowił nie opuszczać kryjówki. Tak na wszelki wypadek. Nie żeby się bał, ale lepiej się zabezpieczyć. Po co potem jeździć do weterynarza i leczyć się na uszy. Jedna wizyta Afikowi w zupełności wystarczy i to na całe życie. Wizyta u Ślinka Następnego dnia, przed południem, Afik wybiegł do ogrodu, by sprawdzić, w co uderzył piorun i jak wszystko wygląda po tej strasznej burzy. Na tarasie spotkał Kropka, który jakby czuł, że ten wyjdzie z domu. Rozejrzeli się po ogrodzie, ale niewiele zobaczyli, bo pan Andrzej zdążył już nieco uprzątnąć połamane przez wiatr gałęzie i ustawić wywrócone donice z kwiatami. Ponieważ przyjaciele umawiali się na kalambury, tym razem zamiast pod dąb, postanowili pójść prosto do Ślinka. W końcu nie wie, że dziś też mieli się spotkać i może zgodzi się, by tę partyjkę rozegrać u niego pod domem. – Zaraz wracam. Zaczekaj na mnie – ku zaskoczeniu Kropka, Afik zamiast do Ślinka, pobiegł do domu. Zjawił się po chwili, w pyszczku trzymając zaczarowane okulary. – Może się przydadzą, a lepiej je mieć, niż nie mieć – sepleniąc, wyprzedził pytanie Kropka i obaj ruszyli w stronę domu Ślinka. Gdy znaleźli się na miejscu, Ślinek akurat sprzątał. Wczorajsza burza trochę tu nabałaganiła, a ślimaki do najszybszych nie należą. Choć porządkami zajmowała się cała rodzina, to wszystko wyglądało tak, jakby w ogóle nie zaczęli. Afik widząc nieporadność ślimaków, bez pytania, zabrał się za wynoszenie gałęzi. Gdy ostatnia z nich wylądowała na niemałym stosiku przy ogrodzeniu, dwoma grzebnięciami łapą, uprzątnął z liści placyk sprzed dużego liścia, pod którym mieszkała rodzina Ślinka. To właśnie był ich dom, a raczej zadaszenie, bo każdy z nich przecież miał swój. Nawet Ślinkowe dzieci. Liść pełnił też rolę ochrony przed intruzami i spiżarki na zapasy jedzenia. Wszystko przez zapomnienie Odkąd Afik z Kropkiem przyszli do Ślinka, prawie się nie odzywali. Rzucali sobie tylko porozumiewawcze spojrzenia, sprawdzając w ten sposób, czy ten drugi też wciąż się na przyjaciela zły za wczoraj. Gdy wszystko zostało uprzątnięte, Ślinek jakby nigdy nic, zwrócił się do Afika: – Dzięki za pomoc. Sami pewnie do jutra byśmy tu sprzątali. Nie ma to jak przyjaciele, na których zawsze można liczyć. – Teraz to przyjaciele, a wczoraj to nie raczyłeś zjawić się pod dębem. Czekaliśmy na ciebie i czekali. Normalnie byśmy dziś tu nie przyszli, ale chcieliśmy od ciebie usłyszeć, czemu nie było cię na kalamburach – tonem poważnym jak na przesłuchaniu, Afik dał do zrozumienia, że było to bardzo nie w porządku. – A niech to. Całkiem zapomniałem. Naprawdę. Czułem, że coś miałem wczoraj zrobić, ale za nic w świecie, nie mogłem sobie przypomnieć, co to było. Chyba będę zapisywał sobie takie rzeczy na liściu. Przepraszam was. Naprawdę nie chciałem. Ślinek rzeczywiście wyglądał na zaskoczonego i dlatego trudno było go winić. Każdemu może się zdarzyć zapomnieć. Kropek jako pierwszy przyjął przeprosiny i przybił piątkę ze Ślinkiem. Afik, jako że nie potrafi długo się gniewać, i tym razem nie zamierzał tego robić. Zwłaszcza, że od zawsze lubił Ślinka i wiedział, że naprawdę trudno znaleźć takiego przyjaciela, jak on. Skoro wszystko się wyjaśniło, przyjaciele umówili się na następny dzień i już mieli się rozejść, gdy Afik wpadł na genialny pomysł. Wspólny seans – Co wy na to, byśmy wspólnie obejrzeli wczorajszą rozgrywkę pod drzewem? – Ekstra – zgodził się Kropek. – Fajny pomysł. Tylko, jak niby chcesz to zrobić? – z nutą wątpliwości w głosie, zapytał Ślinek. Zamiast odpowiadać, Afik położył przed przyjaciółmi zaczarowane okulary i sam położył się tuż za nimi. Gdy wszyscy gotowi byli na seans, okulary rozbłysły jak zawsze. Tęczowe kolory zalały widownię i całą okolicę. Znów wszystko wyglądało, jakby to tu zaczynała się tęcza. Tak. To było bardzo wesołe zakończenie dnia i cała trójka cieszyła się, że wszystko się wyjaśniło. Znów śmiali się, żartowali, a Ślinek, jak to Ślinek, odgadł wszystkie hasła, które wczoraj wymyślali Afik i Kropek. – Wiesz co, Ślinek. Dobrze, że cię wczoraj nie było, bo dzięki temu mieliśmy z Kropkiem szansę choć parę razy wygrać – zażartował Afik i spojrzał na film w okularach. – Nie wierzę… – drżącym głosem zwrócił się do przyjaciół. – Widzicie to, co ja? Wszystko było po coś Kropek i Ślinek przyglądali się temu, co wydarzyło się po skończeniu kalamburów, gdy gracze rozeszli się do domów. Wszyscy byli przerażeni. – Ślinek, czy wiesz, że to mogła być nasza ostatnia partyjka w kalambury? Ty uratowałeś nam życie. Afikowi ze wzruszenia łzy napłynęły do oczu i nie był w stanie nic więcej powiedzieć. Kropek też siedział w milczeniu, tylko Ślinek łagodnym spojrzeniem ogarnął ich obu i rzekł: – Wszystko dzieje się po coś. Sam zawsze to powtarzasz i tym razem znów się to potwierdziło. Gdybym przyszedł, na pewno gralibyśmy dłużej pod drzewem. A wtedy gruby konar spadłby prosto na nas. – To w nasze drzewo uderzył piorun, gdy byłem już domu – odezwał się Afik i wytarł oczy. – Masz rację. Wszystko jest po coś, tylko czemu tak trudno o tym pamiętać. Zamiast tego wściekałem się i posądzałem cię, że nas wystawiłeś. Znów okulary przyszły z pomocą i pomogły zrozumieć to, o czym wszyscy dobrze wiedzieli. Siedzieli teraz wpatrzeni w trójkę przyjaciół przygniecionych przez wielki konar i zastanawiali się, czemu nie pomyśleli o tym od razu. Przecież zamiast się złościć, wystarczyłoby się ucieszyć i powiedzieć: To dobrze, że Ślinek nie przyszedł. Widocznie to jest lepsze, choć nie mamy pojęcia, dlaczego. Teraz już to pojęcie mieli. Afik chwycił okulary w zęby i pobiegł do domu. Kropek poleciał do siebie, a Ślinek został opowiadać rodzinie, jakie to wszystko jest dziwne. Na koniec ucałował wszystkich i powiedział, jak bardzo ich kocha. Wiedział, że gdyby wczoraj poszedł na kalambury, dziś byliby sami. Dla trójki przyjaciół, wszystko dobrze się skończyło. Nie przypuszczali, że nie wszystkim udało się schronić przed burzą i jest ktoś, kto wciąż czeka na ich pomoc. Czy twojemu dziecku spodobała się ta bajka? Jeśli znajdziesz chwilkę, podziel się proszę w komentarzu tym, co myśli ono na temat bajki “Zapominalski Ślinek”. To dla mnie zawsze wiele znaczy, bo pomaga mi tworzyć jeszcze lepsze i ciekawsze historie Zostaw komentarz Ta bajka to mój Dar dla Ciebie i Twojej pociechy Jeśli i Ty chcesz się podzielić swoim Daremmożesz to zrobić przez i dołączyć tym samym do współtwórców tego wyjątkowego miejsca. To nie wszystko Na stronie możesz przeczytać też inne, ciekawe i niosące wartościowe przesłanie historie. Gdyby się jednak okazało, że to mało i twoja pociecha prosi o więcej opowieści kota Afika, jest na to rada. Możesz sięgnąć po bajki zebrane w zbiorze: Przygody Kota Afika Pozytywne przekonania w formie rymowanek. Wzruszają, śmieszą, uczą, zapadają w serce i umysł Możesz wybrać wersję do czytania lub słuchania. Albo też obie wersje, bo czasem zechcecie poczytać, a innym razem wspólnie posłuchać jednej z wesołych i uczących czegoś nowego bajek. Ebook i audiobook zawiera następujące bajki: 1. Nowa rodzina 2. Wizyta u pani weterynarz 3. Wyznanie Krzysia4. Wszystko jest po coś5. Trudne słowo NIE6. Czy w ciemności mieszkają potwory?7. Gdy nie chce się uczyć8. Lubię siebie9. Nikt nie musi być winny10. Kiedy kończy się zabawa 11. Kochasz mnie, czy nie?12. Sztuka słuchania13. Jesteś ważny14. Każdy jest wyjątkowy15. Niesprawiedliwe słowa16. Kto próbuje, temu się udaje17. Daj mi chwilkę18. Sukces – to takie proste. Część I19. Sukces – to takie proste. Część II20. Potrzebuję twojej pomocy. Część I21. Potrzebuję twojej pomocy. Część II Wszystko dzieje się po coś Bajka o burzy pomaga zrozumieć, że wszystko dzieje się po coś. Nawet jeśli tego nie rozumiemy. Dzieciom często trudno jest zrozumieć, że nie mogą pójść tam, gdzie akurat chcą, czy zostać dłużej na podwórku. Bywa, że musimy pofatygować się osobiście i za rękę przyprowadzić je do domu. Niestety nie mamy zaczarowanych okularów, by sprawdzić, co by się stało, gdybyśmy nie postawili nas swoim i ulegli błaganiom naszej pociechy. Być może nic, a może… . Bądźmy zawsze dobrej myśli, gdy coś dzieje się nie tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Gdy nam, dorosłym wejdzie to w nawyk, dużo szybciej nauczymy takiego spojrzenia na świat nasze dzieci. *Tekst zawiera linki afiliacyjne do Programu Partnerskiego Wydawnictwa Złote Myśli
Już księżyc zgasł, zapadła noc. Sen zmorzył mą laleczkę. Więc oczka zmruż, i zaśnij już, Opowiem Ci bajeczkę. Więc oczka zmruż, i zaśnij już, Opowiem Ci bajeczkę. Był sobie król, był sobie paź, i była też królewna. Żyli wśród róż, nie znali burz, Rzecz najzupełniej pewna. żyli wśród róż, nie znali burz, Rzecz najzupełniej pewna. Kochał ją król, kochał ją paź, królewską te dziewoje. Królewna też kochała ich, kochali się we troje. Królewna też kochała ich, kochali się we troje. Tragiczny los, okrutna śmierć w udziale im przypadła. Króla zjadł kot, pazia zjadł pies, królewnę myszka zjadła. Króla zjadł kot, pazia zjadł pies, królewnę myszka zjadła Lecz żeby Ci, nie było żal, dziecino ma kochana. Z cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana. Z cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepana.
bajka o burzy do czytania